O godzinie 7 rano 7 maja bieżącego roku miało miejsce tajemnicze dla osób postronnych zgrupowanie - otóż my, czyli 33 uczniów klas trzecich wraz z czterema opiekunami, niecierpliwie gotowaliśmy się do podróży na położoną na północ w stosunku do naszego ulubionego miasta Lubelszczyznę.
Wyprawa rozpoczęła się całkiem niewinnie - bez większych problemów władowaliśmy się z bagażami do autokaru, który wkrótce spokojnie ruszył w drogę, w trosce o nasze bezpieczeństwo nie przekraczając dozwolonej prędkości w zasięgu rażenia fotoradarów...
Ledwo minęły dwie godziny jazdy, już w okolicach Janowa Lubelskiego skręciliśmy w wąską szosę między drzewami witających nas lasów janowskich. Tam też czekały na nas pierwsze atrakcje: najpierw rozwiązywaliśmy niewyobrażalnie trudną zagadkę kryminalną - szukaliśmy sprawcy śmierci znajomego (choć nie nam) wilka. Gdy wreszcie zdemaskowaliśmy winnego, nie dano nam spokoju, ale podzielono na dwie grupy i nakazano wsiąść do czekających nieopodal Land Roverów. Kiedy, niepewni swej najbliższej przyszłości, ulokowaliśmy się na ławach, pojazdy ruszyły z kopyta i pomknęły w las. Ale nie po to, abyśmy poczuli wiatr we włosach... Terenówki szybko skręciły w nieprzebyte podmokłe szutry, gdzie kierowcy poczęli z wyraźną premedytacją zakopywać się w błocie, natomiast dokonawszy swego niecnego dzieła, powiedzieli, że sami mamy ich samochody przepchnąć na drugą stronę. Zabawa doprawdy przednia - śmiać się z widoku kolegów tarzających się w błocie, by po chwili samemu zrównać twarz z brudną mazią... Jak to się mówi: brudne dzieci to szczęśliwe dzieci!
Lecz to nie było wszystko. W nocy, bo wybiła wtedy godzina 21, wyruszyliśmy z bezpiecznego, ciepłego budynku mieszkalnego na długą, niebezpieczną i wyczerpującą wędrówkę po puszczy, aby spotkać pana Holinexa z szubienicznym sznurem oraz odnaleźć cenny skarb...
Drugiego dnia po obiedzie ponownie zasiedliśmy w autokarze, by pożegnać region Janowa Lubelskiego i zwiedzić obóz koncentracyjny Majdanek oraz zabytkowe centrum Lublina.
Do Łańcuta powróciliśmy około godziny 22:30.
Reasumując, chociaż wyjazd był stosunkowo krótki (w końcu zaledwie 2 dni), myślę, że wszyscy uczestnicy wybornie się bawili. Jedzenie było bardzo pożywne i, wyjątkowo, chyba nikomu nie zaszkodziło. W moim skromnym rankingu dotąd przeżytych wycieczek szkolnych przygoda w województwie lubelskim uplasowała się na chwalebnym drugim miejscu, ustępując jedynie zeszłorocznej pielgrzymce na Dolny Śląsk.
Autor: Radosław Szczęch